25 stycznia 2010

.uwierzycie?

Tak.
Rozpracowałem to.
Wprawdzie wymagało to sporych nakładów opierdalactwa.
Ale się udało.
W czym rzecz?
Już mówię.

Otóż.
Tydzień temu.
Wtorek to był chyba - zabijcie mnie ale nie pamiętam tej jakże znaczącej lecz niedokładnej daty…

Ustalamy że wtorek.
Ok.
Nie.
Jednak nie.
To była środa.
Środa jak w mordę strzelił.

Otóż.
Środa już we wczesnych godzinach rannych dała mi do zrozumienia że nie będzie zwykłą środą.
Nie.
Nie ona.
Ta środa miała zakusy na coś większego.
Obiecała sobie, że nie będzie już taka jak inne drobne, niezauważalne i niezapamiętane środy.
Wiedziała że dzisiaj będzie wyjątkowa.
Że jak ktoś wspomni tę środę, pomyśli sobie że w życiu swoim się z taka nie spotkał.
Może kiedyś piątek starał się wspiąć na jej wyżyny.
Ale to właśnie ona była stawiana za wzór.
Wychwalana, wytulona, wypieszczona.
Po prostu wyjątkowa.
Nie dało się przejść obok niej nie bijąc pokłonów nad jej wspaniałością.

Bo któż to mógłby uwierzyć, że taka zwykła, szara ,najzwyklejsza środa może stać się wzorem.
Podwaliną.
Kamieniem w milach liczonym dla niezrzeszonych sceptyków, którzy nigdy nie wierzyli w jej istnienie.
A jednak.

Ta środa była największa i najwspanialszą ze wszystkich.
Ta środa moi państwo.
Ta środa – pisząc to wprawiłem się w stan błogi.
Błogostan.
Stan zachwytu i rozmarzenia.

Ta środa.
Właśnie ona.

To URLOP…

3 komentarze: